Uczmy się na błędach innych...
Pomyślałem, że może podam kilka prawdziwych sytuacji z życia moich klientów. Taka "gładka pisanina" o ubezpieczeniach "mało kogo" interesuje, ale życie innych ludzi i to co się im przytrafiło... o to już zupełnie co innego!
Dziś podam pierwszy z brzegu przykład (moich bardzo dawnych klientów) - przykład jaki na długo pozostanie w mojej pamięci. Oby Wam się to nigdy nie przydarzyło ;-)
Rozmowy na tzw. trudne tematy z własnymi rodzicami nie są łatwe. Wiem to, ale zobaczcie co się może zdarzyć jeśli w porę się na takie rozmowy nie odważycie...
Przykład rodzinny nr 1
Ojciec (87 lat) ma dwie dorosłe córki. Darowizną przekazuje młodszej z córek (62 lata, samotna i emerytowana już nauczycielka) swój prawie stuletni dom (córka mieszka w nim) wart około 160.000 złotych.
Problem: skąd wziąć po śmierci ojca środki finansowe na zachowek jaki będzie należny drugiej z córek (tej, która nie otrzymała darowizny)? Wartość zachowku to 40.000 złotych. Skąd emerytowana nauczycielka ma wziąć te pieniądze?
Potencjalne rozwiązanie: gdyby rodzina wiele lat wcześniej pomyślała i porozmawiała o narastającym problemie, możliwe było zawarcie dożywotniego ubezpieczenia dla ojca. Ze świadczenia ubezpieczeniowego można byłoby dokonać spłaty należnego siostrze zachowku.
Stan aktualny: obdarzona domem siostra ma po śmierci ojca problem z otrzymaniem kredytu na kwotę 40.000 złotych, aby wypłacić swojej siostrze należny zachowek. Pomiędzy siostrami narasta konflikt na tle finansowym, a komornik może w każdej chwili zapukać do drzwi siostry obdarowanej przez ojca i "upomnieć się" o zachowek.
Czy wiedzieliście, że prawo tak działa? Cóż recepta była tuż obok, ale czas na przyjęcie "lekarstwa" w postaci zakupu wiele lat temu polisy na życie ojca nie został wykorzystany...